Makro spojrzenie Hardy'ego: Zasada nr 4 dla ery rynkowej Trumpa 2.0.

John J. Hardy
Dyrektor ds. analiz makroekonomicznych
Podsumowanie: W tej finalnej odsłonie naszego czteroczęściowego cyklu przyglądamy się Zasadzie nr 4 dotyczącej nawigowania w erze Trumpa 2.0: wkraczamy w epokę inflacji. W przeciwieństwie do poprzednich epizodów inflacyjnych, ten ma charakter strukturalny, zakorzeniony nie tylko w decyzjach politycznych, ale w głębszym przeobrażeniu globalnej gospodarki.
Ten materiał jest treścią marketingową i nie stanowi porady inwestycyjnej.
W pierwszych trzech częściach tej serii wprowadziliśmy kluczowe zasady nawigacji w erze rynku przekształconej przez agendę Trumpa 2.0.
- Zasada nr 1 wyjaśniała, dlaczego zmienność ma charakter strukturalny, a nie cykliczny, gdy USA kwestionują sam porządek globalny, który kiedyś promowały.
- Zasada nr 2 badała, w jaki sposób amerykańskie przywództwo na rynku akcji—szczególnie wśród gigantów technologicznych—może być podatne na zagrożenia.
- Zasada nr 3 analizowała, dlaczego dolar amerykański może nie być już jedyną bezpieczną przystanią na świecie, gdy globalny kapitał szuka dywersyfikacji poza aktywami USA.
Te tematy zbiegają się w Zasadzie nr 4: znajdujemy się w erze inflacji—nie z powodu krótkoterminowych wstrząsów, ale dlatego, że sama struktura globalnej produkcji i alokacji kapitału przechodzi głęboką przemianę.
To nie chodzi o taryfy celne, przynajmniej nie bezpośrednio
Kusi, by powiązać obawy inflacyjne z agresywną polityką taryfową Trumpa. Na pewno 25% cło na towary importowane musi podnieść ceny, prawda?
Niekoniecznie. Taryfy celne działają jak jednorazowa podwyżka podatku, jeśli jedynie tłumią popyt na import bez szerokiego wpływu inflacyjnego. Inne ceny mogą nawet spaść w odpowiedzi, by utrzymać realną siłę nabywczą.
Prawdziwa historia inflacji nie tkwi w samych taryfach—chodzi o to, co te taryfy reprezentują: strategiczne odejście od zależności od zagranicznych łańcuchów dostaw, szczególnie chińskich. Ta zmiana oznacza na dużą skalę restrukturyzację miejsca i sposobu produkcji towarów. A to jest z natury inflacjogenne.
Inflacyjny rdzeń ponownej industrializacji USA
Od lat 90. XX wieku Chiny wyrosły na fabrykę świata, wspomagane dewaluacją waluty w 1994 roku i późniejszym przystąpieniem do WTO. Ich model gospodarczy, który niektórzy nazwali \"drapieżnym merkantylizmem\", umożliwił im dominację w globalnej produkcji w szerokim zakresie kluczowych surowców i produktów.
Obecnie Chiny przodują nie tylko w elektronice użytkowej i telekomunikacji, ale także w krytycznych elementach łańcucha dostaw, takich jak półprzewodniki, metale ziem rzadkich i komponenty solarne—w dużej mierze napędzane tanim i zanieczyszczającym węglem.
USA nie mogą oderwać się od tej dominacji bez kosztów. Strategiczny zwrot w kierunku produkcji krajowej, a nawet u sojuszników, czy to ze względów bezpieczeństwa narodowego, odporności ekonomicznej czy geopolitycznych wpływów, oznacza akceptację strukturalnie wyższych kosztów. Nakłady energetyczne będą droższe. Rynki pracy będą bardziej napięte. Budowa krajowych mocy produkcyjnych, krótko mówiąc, prawdopodobnie napędzi klasyczną inflację popytową.
Wykres: Indeks S&P 500 – z inflacją i bez inflacji. Nawet od początku tysiąclecia w 2000 roku, kiedy indeks S&P 500 był blisko swojego ówczesnego historycznego maksimum, S&P 500 przyniósł niezwykłe zwroty po burzliwym okresie w latach 2000-2009. Dwie linie pokazują \"łączny zwrot S&P 500\", czyli zwrot, jaki otrzymałoby się przy reinwestowaniu dywidend, zarówno w ujęciu skorygowanym o inflację (skorygowanym względem oficjalnego amerykańskiego wskaźnika CPI), jak i nominalnym. Zauważ dodatkowy wpływ inflacji w latach po pandemii w porównaniu z bardziej umiarkowaną średnią inflacją z pierwszych dwóch dekad wykresu.
Co z długiem?
Częsta obawa: jeśli inflacja rośnie, czy stopy procentowe nie pójdą w górę—i czy to nie uczyni ciężaru długu Ameryki nie do udźwignięcia?
To zakłada, że USA pozwolą realnym stopom procentowym się znormalizować. W praktyce prawdopodobnie zmierzamy w kierunku okresu represji finansowej, gdzie krótkoterminowe stopy procentowe są celowo utrzymywane poniżej stopy inflacji, aby erodować realną wartość długu. Dłuższe stopy mogą być dopuszczone do nieco wyższego wzrostu w celu zachęcenia do inwestycji, ale ma to mniejsze znaczenie dla długu państwowego USA, ponieważ zdecydowana większość obligacji skarbowych jest krótkoterminowa (mniej niż 5 lat). To nie jest nowa strategia ani nowy pomysł, tylko politycznie akceptowalny sposób na powolne obniżenie stosunku długu do PKB bez jawnego niewywiązania się z zobowiązań czy fiskalnej oszczędności.
Inflacja w tym kontekście nie jest wadą. To zaleta. Staje się narzędziem do stopniowego zrównoważenia bilansu państwa, zakładając, że inflacja może być ukierunkowana w politycznie akceptowalne sposoby.
Rola Amerykańskiego Funduszu Majątku Narodowego?
Pojawił się pomysł Amerykańskiego Funduszu Majątku Narodowego jako sposobu dla rządu USA na inwestowanie w nowe, pilne priorytety, który jest dopiero w "fazie fantazji" rozwoju. Sceptycy śmieją się, wskazując na ogromne, podwójne deficyty budżetowe i handlowe USA, a zatem brak narodowych oszczędności czy rezerw skarbu poza złotem.
Ale w mentalności gospodarki wojennej, a przynajmniej „gospodarki wojny handlowej”, którą era Trumpa 2.0 coraz bardziej przypomina, priorytety mogą się zmieniać, a każdy rząd ma zasoby, które może zmobilizować. Jeśli suweren uzna projekt za niezbędny—na przykład budowę 1000 statków w celu zapewnienia bezpieczeństwa morskiego—może go sfinansować poza tradycyjnymi emisjami skarbowymi, wykorzystując aktywa federalne jako zabezpieczenie, wymuszając skierowanie kredytu na sfinansowanie takiego projektu, a nawet wdrażając ekspansje bilansowe w stylu MMT. Oczywiście, może wystąpić efekt wypierania, ale możliwości rządu są ogromne, gdy jest wystarczająca motywacja.
Tego typu inicjatywy mogą dodatkowo stymulować inflację—ale ponownie, może to być akceptowalne, a nawet pożądane, jeśli pomaga przesunąć odczucie USA, że porusza się we właściwym kierunku ze swoimi nowymi priorytetami.
Inne globalne naciski inflacyjne
Nie tylko USA przenoszą produkcję z powrotem do kraju. Inflacja może również wynikać z:
- Własnej polityki przemysłowej Europy, gdy UE dąży do większego bezpieczeństwa łańcuchów dostaw, zwłaszcza w energetyce, obronie i technologii.
- Przejścia Chin od nadprodukcji, czy to dlatego, że stymulują popyt krajowy w odpowiedzi na recesję bilansową, czy też chcą ograniczyć wzrost zadłużenia poprzez redukcję nadwyżek mocy przemysłowych.
- Deglobalizacji, ogólnie zmniejszającej zyski z efektywności, które przez dekady utrzymywały inflację na strukturalnie niskim poziomie.
Pamiętaj: nie każda inflacja jest taka sama
Jesteśmy przyzwyczajeni do postrzegania inflacji jako z natury negatywnego zjawiska. Ale nie każda inflacja jest taka sama. Kluczowa jest inflacja relatywna do płac. Jeśli inflacja koncentruje się w sektorach, w których Amerykanie są nadmiernie narażeni na kruchość finansową, takich jak mieszkalnictwo, czynsze czy opieka zdrowotna, może być głęboko destabilizująca. Ale jeśli wzrost płac przewyższa inflację, szczególnie w tych nadmiernie sfinansjalizowanych sektorach, inflacja może poprawić bilanse gospodarstw domowych i zmniejszyć zależność od długu.
W erze rynkowej Trumpa 2.0 inflacja nie jest ryzykiem, które można zabezpieczyć. Jest centralną cechą nowego strategicznego paradygmatu, z którym rynki, decydenci polityczni i inwestorzy muszą nauczyć się żyć.
Dostosowanie portfela do świata o wyższej inflacji
Ogólna uwaga dla inwestorów skupiających się na akcjach: akcje spółek o wysokim wzroście powinny być starannie oceniane w kontekście długoterminowych stóp procentowych. Kiedy długoterminowe stopy rosną, obecna wartość przyszłych zysków dla akcji wzrostowych spada, ponieważ te zyski są dyskontowane bardziej agresywnie. Wszystko inne będąc równe, 5% długoterminowa stopa procentowa powinna skutkować niższymi wskaźnikami cena/zysk (P/E) dla akcji wzrostowych niż przy stopach na poziomie 3%. Ten efekt nie zawsze był widoczny w ostatnich cyklach rynkowych, być może dlatego, że inwestorzy oczekują wzrostu inflacji przy jednoczesnym ograniczeniu stóp procentowych, a także dlatego, że niektóre firmy mogą być w stanie podnosić ceny co najmniej tak szybko jak inflacja—potencjalnie nawet ją przewyższając. Jednak poleganie na takim scenariuszu jest ryzykowne.
Ogólnie rzecz biorąc, w warunkach rosnącej inflacji powszechnym poglądem jest skupienie się na inwestycjach, które mogą zachować swoją realną wartość. Obejmuje to:
- Akcje wysokodywidendowe ze stabilnymi marżami zysku i siłą cenową oraz udokumentowaną historią wzrostu dywidend. Firmy, które mogą przenosić wyższe koszty na konsumentów—często spotykane w sektorach takich jak dobra konsumpcyjne podstawowe, usługi komunalne i opieka zdrowotna—mają tendencję do lepszego radzenia sobie w warunkach inflacyjnych. Akcje wypłacające dywidendy również pomagają utrzymać strumienie dochodów.
- Firmy z ekspozycją na aktywa realne, takie jak te w nieruchomościach, infrastrukturze i surowcach. Te klasy aktywów historycznie dobrze radziły sobie podczas okresów inflacyjnych. Na przykład niedawny wzrost cen złota może rozszerzać się na inne metale podwójnego zastosowania, takie jak platyna i srebro, i może rozciągać się na szersze rynki przemysłowe i surowcowe.
- Obligacje chronione przed inflacją (TIPS), które przewyższą swoje nieindeksowane do inflacji odpowiedniki, jeśli mierzona inflacja przekroczy obecne oczekiwania. TIPS dostosowują swój kapitał i płatności odsetkowe do inflacji, pomagając zachować siłę nabywczą w czasie.
- Ogólna dywersyfikacja i ekspozycja na preferowane sektory, szczególnie te korzystające z polityki przemysłowej USA i Europy. Obejmuje to obronę, infrastrukturę, materiały i budownictwo. Jednak jeśli sektor publiczny jest głównym klientem, marże zysku mogą być bardziej ograniczone ze względu na ograniczenia kontraktowe.